poniedziałek, 13 grudnia 2010

"Krok po kroku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku idą święta..." - można by zanucić.
Przygotowania i porządki świąteczne idą powoli, ale do przodu :)

Pozdrawiam :)
ps. przepraszam, że ostatnio tak mało komentuję, ale niestety czasu mi brakuje na przeglądanie Waszych blogów; strasznie chciałabym już to nadrobić...

piątek, 5 listopada 2010

Le pain de froment...

... czyli chleb pszenny na zakwasie. Wyszedł pyszny, pachnący, z chrupiącą skórką. Chociaż nie chciałam, aby mój blog był kulinarny, to chyba mimowolnie takim się on staje :) Ale aż żal byłoby nie podzielić się takim widokiem, zwłaszcza, że po chlebku zostało już tylko chrupiące wspomnienie...

Przepis powtarzam za Izabelą:


Składniki na 1 duży bochenek:

Najlepiej wieczorem mieszamy
* 100 ml zakwasu z mąki żytniej białej (ja miałam z ciemnej)
* 150 g mąki pszennej typ 500
* 150 g/ml wody

Pozostawiamy na noc (około 11 godzin).

Po tym czasie dodajemy:
* 300 g mąki pszennej typ 500
* 100 g/ml wody

Wyrabiamy co najmniej 10 minut i pozostawiamy pod przykryciem 5 godzin (ciasto powinno mieć konsystencję stabilnej kuli).

Po tym czasie dodajemy:
* 400 g mąki pszennej typ 500
* 200 g/ml wody + mleko niesłodzone skondensowane z puszki, pół na pół ( nie miałam tego mleka więc dałam samą wodę)
* sól (ja dałam 1/2 dużej łyżki, ale jak dla mnie to za mało)

Wyrabiamy dosyć długo na koniec dodając odrobinę oliwy (ja dałam 1 dużą łyżkę).
Formujemy kulę i zostawiamy pod przykryciem na 1 i 1/2 godziny.Wyjmujemy ciasto na blat, rozpłaszczamy na placek aby odgazować i ponownie formujemy kulę.Po następnej 1 i 1/2 godzinie powtarzamy to samo i teraz zostawiamy na 2 godziny.Smarujemy (np.roztrzepanym jajkiem), nacinamy i jeśli chcemy to posypujemy ziarnami.Pieczemy na dobrze rozgrzanym kamieniu w temperaturze 250'C.Po 15 minutach (u mnie po 10) obniżamy do 200'C i pieczemy jeszcze 20-25 minut.Jeśli chleb będzie się za szybko rumienił, to można go przykryć papierem lub folią aluminiową.


Pozdrawiam :)

niedziela, 31 października 2010

Zniknęłam na trochę z blogowej rzeczywistości, ale tak to już bywa. Brak czasu przeplatał się u mnie z brakiem weny, pomysłów i zdjęć.
Ostatnio dzieje się głównie kulinarnie, a maszyna do szycia spogląda tęsknie i żałośnie z kącika... Na nudę narzekać z pewnością jednak nie mogę, a w każdej chwili towarzyszy mi teraz kilka zarazków, które w żaden sposób nie chcą się ode mnie odczepić.

A tutaj jeszcze wspomnienie wrześniowych dni, kiedy przedpokój zastawiony był skrzynkami wypełnionymi owocami i warzywami... W tym roku zostało wypróbowanych pięć przepisów na ogórki, ale nie zdążyłam obfotografować słoiczków przed wyniesieniem do spiżarni.
Chyba wystarczy na dziś. Idę powalczyć z bakteriami.
Pozdrawiam serdecznie i życzę słonka na te listopadowe dni :)

ps. bardzo dziękuję kochanej Atenie za wyróżnienie :)

czwartek, 16 września 2010

"Król Borowik Prawdziwy..."

...szedł lasem, postukując swym jednym obcasem.
Kto nie zna tego wierszyka? Do moich słoiczków przywędrowały podgrzybki:

Częstuję też kolejnymi muffinkami:


A na koniec z cyklu Before&After. Wszyscy próbują, spróbuję i ja :)

Krótko, ale treściwie :)
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję Wam za przemiłe komentarze!

ps. etykietki zrobiła zdolna Bestyjeczka - polecam zajrzeć tutaj.

piątek, 27 sierpnia 2010

Popstrykałam trochę wokół siebie :)


Moje pêle-mêle, ta-dam!


Pozdrawiam wakacyjnie :)

czwartek, 26 sierpnia 2010

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Proszę państwa...

...oto Miś!
Miś jest szydełkowy dziś,
chętnie Wam niteczkę poda,
nie chce podać?
A to szkoda... :)

wtorek, 13 lipca 2010

Paris. C'est tout.


W końcu udało mi się znaleźć chwilkę (jupi!), więc donoszę, że do tej pory siedziałam zakopana w remoncie itp. Przyznaję się, że trochę zaniedbałam bloga i blogowych znajomych, ale chyba uda mi się to nadrobić.
Być może przekupię Was wywiązując się z "obietnicy paryskiej" i pokazując tę piękną stolicę.
Zatem, nie przedłużając, zapraszam na wycieczkę po mieście miłości, sztuki, wina i... z resztą same/i zobaczcie :)







A to właśnie ta słynna kawiarnia, w której pracowała Amelia. Niesamowite uczucie, kiedy wchodzi się do środka tego, co wcześniej było tylko filmem.



W tym sklepiku oszalałam i sądzę, że wcale Was to nie dziwi...:)



Żałuję, że dzielę się tylko taką małą cząstką Paryża, ale gdybym chciała pokazać więcej to pewnie nie odeszłabym od komputera...;P
W związku z upalną pogodą i niebotyczną temperaturą pozdrawiam nie ciepło, a chłodno co, mam nadzieję, zostanie mi wybaczone :)
Myślę, że cdn. nastąpi w mniejszym odstępie czasowym :)