sobota, 22 maja 2010

Jak widać, na blogu zaszło kilka zmian graficznych. Mam nadzieję, że udało mi się, zgodnie z zamiarem, rozjaśnić poprzednie mroki. Liczę też na to, że podoba Wam się taka odsłona i vinrouge w nowej szacie :)
Czeka mnie jeszcze kilka kosmetycznych poprawek, ale to w późniejszym terminie.

Jeśli chodzi o mnie to trochę choruję i cierpię dodatkowe katusze, bo mam popsutą maszynę do szycia :( Zacznę zszywać ręcznie, bo ta czekająca sterta rozmaitych robótek nie daje mi spokoju. Snuję się z kąta w kąt i sama nie wiem, co ze sobą zrobić. Z tego wszystkiego wysprzątałam domek na błysk, a teraz to już chyba zacznę sama brudzić i ponownie sprzątać...;P

Ale dość tego marudzenia :) Chciałabym bardzo podziękować Bei za piękną paczuszkę, którą odebrałam. A karteczka z lawendą to strzał w dziesiątkę - jest cudna! Jestem prawdziwą szczęściarą. Już nie mogę doczekać się kiedy wykorzystam w kuchni te egzotyczne rarytasy...


Pozostając przy gotowaniu ostatnio naszła mnie ochota na zieleninkę. Zupa szczawiowa "chodziła" za mną już od dłuższego czasu, postanowiłam więc spróbować. Wyszła naprawdę pyszna i już zapisała się w domowym menu.




Kolejny wypiek to domowe maślane ciasteczka według babcinego przepisu. To taki smak dzieciństwa mojej mamy.





Oprócz bloga, nową oprawę zyskały także kuchenne szafki. Myślę, że wyglądają teraz dużo przytulniej.





Troszkę szydełkowania...




A tutaj przypałętała się szydełkująca sprawczyni zamieszania. Tilda, o której pisałam bardzo dawno, a której nie potrafiłam sfotografować. W końcu się jednak udało.



wtorek, 11 maja 2010


Wszystkich czytelników już na początku muszę uprzedzić, że notka będzie bardzo monotematyczna :) Skończyłam bowiem "wreszcie i nareszcie" szkicowanie, wypełnianie oraz nieustanne poprawianie.
Oznacza to również, że zaczynam rozglądać się za następną robótką. Co by tu jeszcze można było stworzyć? Co ciekawego wpadnie mi znowu w ręce? Z radości, aż zacieram łapki, a teraz prezentuję swoje dzieło...

Mam nadzieję, że nikt nie zarzuci mi obrabowania Krakowa ani też sam Mistrz w grobie się nie przewraca na widok moich artystycznych "podrygów" :P Zawsze kiedy jestem w naszej przepięknej dawnej stolicy zaglądam do Muzeum Wyspiańskiego. Wymiary i technikę pozostawiłam jak najbardziej oryginalne. Wszelka krytyka mile widzialna :)












A taki jest efekt finalny:


Pozdrawiam wszystkich i dziękuję tym, którzy pozostawiają ślad po swoich odwiedzinach :)

środa, 5 maja 2010

Mówią, że szczęśliwi czasu nie liczą i chyba jest w tym trochę prawdy. Ostatnio zdarzyło mi się być odciętą od wszelkiego rodzaju miarek czasowych i muszę przyznać, że było mi z tym fantastycznie!
Jedyny czas, który mnie gonił to chęć wyszycia i zszycia, dziergania i próbowania, przyklejania i eksperymentowania... Na to jednak zawsze go brakuje.


Zakochanie bywa dziwne. Ja, ot choćby, całkowicie straciłam głowę (i czas :P) dla tykającego zegarka mojego pradziadka. Jego największą zaletą jest to, że nienakręcony zatrzymuje czas...:)



Trochę wzięło mnie na haftowanie. Biel krzyżyków w połączeniu z płótnem tak "misie" spodobała, że z pewnością podobnych wytworków urodzi się więcej.


Pierwsze karteczkowe podrygi przed Dniem Matki. Trochę nieudolne, ale postaram się rozkręcić.


W końcu dorwałam w swoje łapki drukarkę - atramentową! Na pierwszy ogień poszły woreczki, a tempo pracy tak wzrosło, że z pewnością maszynka będzie chodzić na pełnych obrotach :)





Trochę słodkawej wonii konwalii...


Bułeczki - ślimaczki. Przepis tutaj.




Zainspirowana kolorami i zapachami, które rozchodzą się na blogu Bei, spróbowałam swoich sił w przygotowaniu crumble'ów z rabarbarem. Muszę przyznać, że efekt przerósł oczekiwania. Pycha!






Na koniec mały akcent humorystyczny. Czy Wam również w szale i ferworze fotografowania zdarza się "popełniać" podobne zdjęcia? :P